Rozdział 7
Gdy zaparkował auto nie wiedziałam dokładnie gdzie byliśmy.Było to jakieś jezioro,nad którym nigdy wcześniej nie byłam.Wszystko dookoła ładnie wyglądało.Słońce świeciło,ale nie było upału.Woda była niespokojna przez lekki wiaterek,trawa idealnie skoszona i intensywnie zielona.Nie było wiele osób,zaledwie kilka siedzących na kocach.Luke wyciągnął z bagażnika plecak,inny niż ten który nosi do szkoły.Szłam za nim,aż przystanął,otworzył torbę i wyciągnął z niej koc.Spojrzałam w stronę wody.
-Po co mnie tu przywiozłeś?Chcesz mnie utopić?-spytałam sarkastycznie.
Zaśmiał się.
-Kuszące,ale nie-powiedział,a po chwili dodał,dalej się śmiejąc-może innym razem.
Rozłożył koc,usiadł na nim i poklepał miejsce obok siebie.Gdy nie ruszyłam się z miejsca powiedział:
-No siadaj,przecież nic ci nie zrobię.Powinniśmy się tylko bliżej poznać.W żaden erotyczny sposób oczywiście.No chyba,że chcesz-znów uśmiechnął się szeroko.
Poruszył znacząco brwiami,podczas gdy ja tylko przewróciłam oczami i usiadłam obok.
-Okay siedzisz jakieś, na moje oko osiem centymetrów ode mnie, co jest znacznym postępem,więc chyba śmiało mogę powiedzieć,że przełamaliśmy pierwsze lody.Matko,ależ to paskudnie brzmi.
Już chciałam coś powiedzieć,ale nie zdążyłam.Wziął plecak i kontynuował.
-Chciałem wziąć tradycyjny kosz piknikowy,ale chyba nie posiadam takich rzeczy w domu.
Zaczął wyciągać z niego jakieś pojemniki,kubeczki i napoje.
-No więc tak Kelsey nie znam cię,ale pomyślałem, że lubisz owoce i ogólnie zdrowe żarcie.Więc w tym pojemniku jest pokrojone jabłko,w tym banan,w tym truskawki,w tym mandarynki,w tym jagody,a w tym czereśnie-mówił pokazując po kolei na każde z pudełeczek.-Do picia chciałem wziąć coś mocniejszego,ale jeszcze stwierdziłabyś,że moim jedynym celem jest upicie cię i zgwałcenie.Nie rób takiej miny Kels-powiedział szybko,widząc moje zdziwienie-jestem pewien,że tak właśnie byś stwierdziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz